Obracamy się w kręgu osób, które grają w te same gry, bo nie można się ziomować z kimś, kto nie chce się z nami bawić.
Czasami mamy nieodparte wrażenie, że wiemy jak dokładnie przebiegnie sytuacja i nie mylimy się. To wieczne deja vu, gdzie jest awantura, ale sytuacja nie posuwa się żaden sposób do przodu.
Czasami sami tego nie widzimy, ale osoby z zewnątrz mówią nam, że nie rozumieją naszego zachowania. Pytają: w co wy gracie? Albo polecają nam książkę Erica Berne’a.
Krytycy nazywają ją psychoanalizą dla ubogich, ale zdecydowanie jest coś na rzeczy.
Z tego wpisu dowiesz się:
- jakie są najczęstsze gry życiowe, seksualne, małżeńskie, gry na przyjęciach, gry półświatka typu policjanci i złodzieje, gry terapeutyczne i gry konstruktywne
- czego mogą dotyczyć gry i po co gramy?
- jak działa Trójkąt dramatyczny
- jak wyjść ze świata gier?
- i co by się stało, gdyby zamiast grać zachować się otwarcie?
„W co grają ludzie. Psychologię stosunków międzyludzkich” napisał psychiatra Eric Berne w 1964 roku. To pomoc w zrozumieniu zawiłych relacji między ludźmi tłumaczonych za pomocą analizy gier. I pomoc w zrozumienia swoich własnych zachowań, które nam szkodzą. Autor uświadamia nam, jak często nieświadomie gramy z naszymi bliskimi, dlaczego czasem cieszymy się, gdy coś nam się nie uda i jaki cel w rzeczywistości chcemy osiągnąć, dzięki temu, że sami robimy sobie wbrew.
Najważniejsze rzeczy to, że gry przekazywane są z pokolenia na pokolenie. Rodzice
uczą nas, w jakie gry należy grać.
Ludzie obracają się w kręgu osób, które grają w te same gry, bo nie można się ziomować z kimś, kto nie zna naszych kodów i nie chce się z nami bawić.
Czy mogą dotyczyć gry? Absolutnie każdej rzeczy w relacji czy przyjaźni np. wsparcia psychicznego, seksu, pieniędzy, władzy, podziału obowiązków, bliskości emocjonalnej i zdrady.
Gramy w relacjach z innymi ludźmi, żeby uniknąć prawdziwej bliskości i ryzyka związanego z otwieraniem się, żeby potwierdzić swoje przekonania na temat innych np, że mężczyźni są jacyś a kobiety jakieś i żeby potwierdzić przekonania na temat siebie samego, żeby dostać coś nie musząc poprosić o to wprost i nie ryzykując odrzucenia, żeby mieć uwagę innych skupioną na sobie albo mieć moralne uzasadnienie do wyrażania swoich emocji, na które zwykle nie dajemy sobie przyzwolenia np. gniewu czy pogardy.
Żeby mieć rację, a nie relacje.
Bo to sposób na regulację emocji
Dla osób z chwiejną równowagą psychiczną gry mogą stanowić niezbędny czynnik do utrzymania zdrowia psychicznego
Bo wprowadzenie napięcia daje jakiś rodzaje substytutu uczuć, których albo nie ma w naszej relacji, albo boimy się ich doświadczać
Albo po prostu, żeby spędzić jakoś czas, gdy niewiele nas łączy z tą drugą osobą. No bo ile można cisnąć Netflixa? Drama jest przecież lepsza niż nuda.
Kolejny dobry powód? Gry pomagają uniknąć odpowiedzialności za to, co dzieje się między nami i za wybory dotyczące własnego życia.
Przecież gdyby nie ona tak dobrze pokierowalibyśmy własnym życiem.
Najważniejszą rzeczą jest chyba to, że służą „wymianie głasków” między ludźmi
Głaski
„Głaski” można rozumieć zarówno w aspekcie fizycznym, jak i emocjonalnym, To podstawowa jednostka funkcjonowania społecznego. Ilość i rodzaj „głasków” potrzebnych danej osobie jest zróżnicowana i zależna od indywidualnych cech. Wspólne jest jedno — deprywacja może doprowadzić nawet do śmierci. Pamiętacie odcinek o Terapii par, w którym opowiadałam, że samotność skraca życie o 7 lat.
Każdy stosunek społeczny, bez względu na swój charakter i stopień zadowolenia z niego ma biologiczną przewagę nad brakiem stosunków w ogóle”
Jednostki wchodzą w interakcje, ponieważ spodziewają się osiągnięcia rozmaitych korzyści. Te zyski mogą być wewnętrzne np. zmniejszenie napięcia, zewnętrzne, czy egzystencjalne np, gdy możemy zachować dobre zdanie na własny temat.
Może nie każda gra jest z założenia nieuczciwa, a jej wynik ma często charakter dramatyczny. To nie zabawa ani przyjemność.
Najczęściej zdarza się chyba gra w Trójkąt dramatyczny. To sztuka na 3 role Prześladowcy, Ofiary i Ratownika i 2 aktorów, którzy rotacyjnie wchodzą w te 3 role.
W co jeszcze grają ludzie?
Skarbiec gier międzyludzkich
Najciekawsza część książki to „Skarbiec gier” – zawiera opis konkretnych gier stosowanych w kontaktach międzyludzkich. Berne wyróżnił 7 kategorii: gry życiowe, gry seksualne, małżeńskie które stanowią „rusztowanie życia małżeńskiego i rodzinnego”, gry na przyjęciach, gry półświatka typu policjanci i złodzieje, gry terapeutyczne typu pacjent i coach i gry konstruktywne.
Konstruktywne, bo nie każda gra jest autodestrukcyjna. Przykładem takiej, która dobrze działa jest filantrop. W tej grze chodzi o dawanie pieniędzy na cele charytatywne, albo tworzenie kolekcji dzieł sztuki, aby zdobyć prestiż i uznanie. Nawet jeśli osobiście się te biedne kotełki, czarne kwadraty na czarnym tle czy inne chore dzieci ma w nosie.
Na pewno lepiej grać w filantropa niż a alkoholizm.
Alkoholizm jest przykładem gry życiowej . Wg Berne’a transakcyjnym celem picia \jest stworzenie sytuacji, w której Dziecko może być poważnie złajane nie tylko przez wewnętrznego Rodzica, lecz także przez wszystkie osoby z otoczenia, spełniające funkcję Rodzica i na tyle zainteresowane tą osobą, by wyświadczyć tę przysługę.
Inna gra życiowa to Lokalny mędrzec. Dobrze wykształcony człowiek przeprowadza się na wieś, cieszy się swoją pozycją w klasie średniej wyższej i bryluje swą obszerną wiedzą, zamiast być np jednym z tysięcy lekarzy w mieście, co na nikim tu nie robi wrażenia.
Kolejna częsta gra to “Będziecie jeszcze dumni, że mnie znacie”. W tej opcji ktoś ciężko pracuje i osiąga sukces, żeby udowodnić coś swoim znajomym i rodzinie,
Większość gier ma tytuły, które same wszystko tłumaczą np. Zobacz, do czego mnie zmusiłeś. albo Zobacz jak bardzo się starałam
W grze Spływaj frajerze” kobieta udaje zainteresowaną, potem odrzuca absztyfikanta i cieszy się widokiem jego porażki. Jej partner nie jest wcale taki biedny biedniusi, na jakiego wygląda i w rzeczywistości mógł sobie zadać sporo trudu, by się zaangażować akurat w tę relację, bo gra w jakąś odmianę „Kopnij mnie”.
Żeby grać agens, czyli osoba, która gra w daną grę, musi mieć zawsze osoby, które chcą z nim grać. Nie ma uczestników, zapada cisza, nie ma gry,
W grze Kopnij mnie
On mówi : „Kopnij mnie tak mocno jak potrafisz“
Ona: „Nie ma sprawy. Na pewno znajdzie się powód“
Na pewno też każdy grał kiedyś w „Dlaczego ty nie…?”
Nasza znajoma przedstawia jakiś swój problem. Np że jest uwięziona w nieudanym związku. My albo cała grupa podsuwamy jej kolejne rozwiązania tej sytuacji. Nie musimy zaczynać za każdym razem od słów „Dlaczego ty nie…?” ale na pewno za każdym razem spotykamy się z odrzuceniem propozycji przez agensa, który gra w tę grę („Tak, ale…”).
Czyli np. mówimy, że ta osoba powinna się wyprowadzić od swojego faceta, skoro jest taki okropny. Tak, ale to nie takie łatwe przy jej zarobkach. Więc może poszukać dodatkowej pracy? Tak, ale nie ma na to czasu.
Czemu służy taka gra? No bo przecież nie chodzi o to, żeby rozwiązać problem?
Osoba przedstawiająca swój problem wygrywa w momencie, gdy pozostali uczestnicy poddają się i w towarzystwie zapada ciężkie milczenie. Celem tej gry jest odrzucanie po kolei każdej propozycji pomocy. Za wypłatę uznaje się milczenie rozmówców, którzy nie mają już pomysłów na inne rozwiązania, albo orientują się, że nie o rozwiązanie tutaj chodzi.
W prawie każdym filmie mamy też grę Walczcie ze sobą. Od ogniem i mieczem do sagi Zmierzch. Kobieta wystawia do walki dwóch mężczyzn, sugerując, że sama nie jest w stanie wybrać, że nie chce obu na raz i żeby oni sobie zdecydowali między sobą, a odda się w ręce zwycięzcy. Po zakończonej batalii najczęściej żyje długo i szczęśliwie z tym, który został na placu boju. Ale co zrobić, jeśli jednak dokonuje wyboru, z którego musi zrezygnować, jeśli ukochany przegra bitwę? Albo, jeśli najdzie ją ochota, żeby w trakcie walki uciec z trzecim mężczyzną?
Przykładem gry z półświatka, w którą grają więźniowie albo pacjenci jest Jak się stąd wydostać. Gracze symulują, że chcą wyjść z tego szpitala czy więzienia, ostatecznie jednak, w kulminacyjnym momencie, kiedy mają zostać wypuszczeni sabotują sami siebie, aby uniknąć wyjścia i nie zmierzyć się z prawdziwym światem.
To została przedoostatnia kategoria. Gra, w którą grają pacjenci z lekarzami i psychologami to np. Wieśniaczka. Nazwa pochodzi od autentyczna kulejącej kobiety, która sprzedała jedyną krowę, albo jakąś inną świnię, żeby zdobyć pieniądze na wizytę u ortopedy w mieście. Zdiagnozowana pacjentka, z receptami i zaleceniami, wróciła do swojej wioski, rzecz jasna nie wykupując żadnych zabiegów ani lekarstw, ani nie stosując się do nakazów. Ale była zachwycona, że była u takiego uzdrowiciela.
Moja ulubiona gra nazywa się „I tu Cię mam!“, ma na celu potwierdzenie takich przekonań, jak: „Na nikogo nie można liczyć“, „Wszyscy mężczyźni to dranie a wszystkie kobiety to suki i czarownice“. Grając w „I tu Cię mam!“ nieświadomie oczekujemy potknięć i błędów drugiej osoby.
Przykładowo osoba która boi się, że zostanie zdradzona wiąże się z kimś, z kim na pewno będą kłopoty,
Albo ktoś specjalnie doprowadza do sytuacji, w których dostaje od ludzi przysłowiowego kopniaka. Żeby go „zarobić“ specjalnie, chociaż podświadomie denerwuje ludzi, postanawia poprawę, a następnie zachowuje się dokładnie tak samo. Aż osoba, z którą gramy powie wprost, że ma nas dosyć i zostaniemy zranieni. A za jakiś czas przytrafi się nam dokładnie to samo!
Jest też gra w „Policjantów i złodziei” która jest dorosłą wersją zabawy w chowanego, w której istotny element stanowi zmartwienie, że zostało się znalezionym. Ale jednocześnie, jeśli policjant czy szukająca osoba zrezygnuje, grający czuje się bardziej rozczarowany niż zwycięski, mimo że pozostawał w ukryciu. Jego rozczarowanie wynika stąd, że nie został złapany.
Pamiętacie serial Gang Olsena? Olsen to typ, „kompulsywnego pechowca”, grającego w „Policjantów i złodziei”. Początkowo wszystko idzie mu dobrze i osiąga nawet jakiś sukces, bardziej dzięki szczęściu niż zdolnościom jako gangster napadający na banki. Na dłuższą metę jednak zawsze powija mu się noga i kończy w więzieniu zgodnie z wymogami swego Dziecka.
Są też gry w których nie wiadomo, o co chodzi. Np. mój kolega miał romans ze swoją studentką, a potem w czasie jego trwania uwalił ją na egzaminie, bo jego etyka pozwalała mu na romans ze studentką, ale na zadawanie jej łatwiejszych pytań to już nie.
Gry małżeńskie
Są też oczywiście Gry małżeńskie. Ponieważ podobał wam się poprzedni odcinek o terapii par, to omówię je bardziej szczegółowo. Nie trzeba mieć ślubu wyznaniowego, żeby w nie grać. Wystarczy bliska osoba.
Jakie to gry? Jest ich sporo. zacznijmy od Oziębłej kobiety albo oziębłego mężczyzny i od gry pt. Kochanie. W pierwszej z nich osoba grająca przy próbie zbliżenia zarzuca partnerowi, że on jej „naprawdę nie kocha, a chodzi mu wyłącznie o seks”. Kiedy partner zaprzestaje zalotów, reaguje w dość niekonsekwentny sposób. Prowokuje, ale w momencie, gdy ta osoba reaguje na kuszenie, ponownie go odpycha i oskarża o „zwierzęce zachowanie”,
Kochanie — polega na wypowiadaniu w towarzystwie wrednych uwag do partnera, po których dodajemy „Prawda kochanie?”. Bo nie wypada nie zgadzać się z osobą, która mówi do ciebie per „kochanie”. Tylko co ma zrobić osoba, której wytyka się niedoskonałości przy wszystkich?
Zazdrość, to świetna okazja, żeby zagrać w mam Cię Ty sk……u!
Zdrada może być wymówką do grania w To przez ciebie
Jak to działa?
Ktoś z pary ma romans, ale zostawia jakieś ślady. Kiedyś mój kolega poszedł do łazienki żeby wysłać sms-a swojej kochance, ale przez pomyłkę wysłał go do swojej dziewczyny siedzącej w pokoju obok. I to na 5 minut przed przyjściem gości.
To chyba nie było ani sprytne, ani przez przypadek.
Gdy osoba zdradzona domyśla się wreszcie, o co chodzi, no bo trudno się nie domyśleć. Winowajca mówi, że jego sumienie nie daje mu spokoju, że jest uczciwy wobec partnera, no bo przecież wszystko wyznał, więc teraz partner musi mu albo jej wybaczyć.
Osoba zdradzana jest raczej w szoku i jej pierwszym odruchem nie jest wybaczanie.
Niewierny partner mówi wtedy, że nie opłaca się być wobec Ciebie szczerym i jak tu nie szukać ukojenia w ramionach innego. Ma się więc wymówkę do zdrady oraz zdenerwowanie partnera w gratisie, które jest dowodem że mu na nas zależy.
Jakie gry małżeńskie pamiętam ze swojego związku? Trudno powiedzieć, ale ponieważ spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, to zdarzało mi się, że prowokowałam jakąś kłótnie, mój mąż się obrażał i dzięki temu miałam wolny wieczór, żeby zająć się swoimi sprawami. Natomiast mój mąż uważał, że ognisty charakter i kłótliwość to są bardzo dobre cechy u kobiety, więc często mnie denerwował, żeby popatrzeć jak się miotam. Chyba ciężko jest widzieć swoje gry, jeśli nikt nam nie zwróci uwagi.
Jakie są inne częste gry?
Na przykład umęczona. W tej grze jedna osoba bierze na siebie nadmiar obowiązków, czyli pracuje, zajmuje się większością spraw domowych i jeszcze zaprowadza psa do weterynarza. Po ciężkim dniu taka osoba może sobie ponarzekać na swojego partnera, który leży na kanapie, jest gold diggerem i nic nie robi. Ale gdy ta druga osoba proponuję pomoc albo wykonanie którejś z tych prac, kończy się to czymś w rodzaju zostaw bo zepsujesz albo ja to zrobię lepiej.
Jest też gra “nic do ukrycia”, czyli z jednej strony któryś z partnerów mówi że dla niego ideałem związku jest taki, kiedy ludzie mówią ze sobą otwarcie i są szczerzy na temat swojej przyszłości. Więc ta osoba naciska, żeby Partner podzielił się swoją przeszłością, jeśli chodzi o innych mężczyzn, a gdy to osoba dla świętego spokoju coś tam opowiada to reaguje oburzeniem, mówiąc, że nie może być z taką kobietą, która robiła takie rzeczy.
Całkiem dużo osób gra w “Gdyby nie ty”.
Ktoś po prostu nie robi czegoś czego i tak się boi i pewnie by tego i tak nie zrobił na przykład odkłada założenie podcastu, którego normalnie by i tak nie zrobił, bo się stresuję, że ma złą dykcję. Ale za każdym razem wypomina to swojemu partnerowi że gdyby nie on i obowiązki wobec rodziny, to już byłby drugą Okuniewska
Jest też gra w sąd. Do tej gry potrzeba publiczności, którą może stanowić przyjaciółka albo terapeuta. Polega na tym, że opowiada się wszystkim jakim okropnym człowiekiem jest nasz partner, ale gdyby ta osoba, o której się zwierzamy chciała jakoś interweniować, staje się dopełnieniem trójkąta dramatycznego a para zjednoczona w obliczu wspólnego wroga przez moment poczuje jedność
Oczywiście nie w każdej relacji gramy
Problemy w relacjach z przyjaciółmi czy bliskimi ludźmi przecież się zdarzają zawsze. Pary udane i nieudane mają takie same problemy życiowe i konflikty. Nawet osoby z podstawowymi umiejętnościami psychologicznymi kiedy się wkurzą nie stosują zasad prawidłowej komunikacji i aktywnego słuchania. Chyba że są cyborgami.
Ale jeśli zależy nam na kimś, staramy się rozwiązywać problem konstruktywnie a nie wykonywać jakieś pozorowane ruchy. Zależy nam żeby nasz przyjaciel nie poczuł się skołowany albo przegrany bo wtedy przegrywa cała relacja i chwilowa korzyść może nie być tego warta. Stosujemy zasady fair play i wolimy mieć relacje niż mieć rację.
Przeciwieństwem takiej autentycznej relacji jest gra, gdzie nieświadome utrwalone wzorce relacji prowadzą do dającego się przewidzieć wyniku. Gry nie rozwiązują problemu, chociaż kosztują nas naszą energię psychiczną. Czasami jak w kiepskim filmie detektywistycznym wystarczy obejrzeć początek, żeby przewidzieć finał
Mamy skłonność do ciągłego odtwarzania znajomych schematów, choć nie służą one ani nam ani naszym relacjom. Gdy za długo jest spokojnie fundujemy sobie powtórkę z rozrywki: by znów poczuć się tak samo, udowodnić sobie swoje przekonania, utwierdzić się, że mamy rację.
Mamy nieodparte wrażenie, że wiemy jak dokładnie przebiegnie interakcja i nie mylimy się. To wieczne deja vu, gdzie jest awantura ale sytuacja nie posuwa się żaden sposób do przodu.
Jak wyjść ze świata gier?
Berne pisze o osiągnięciu przez człowieka autonomii, poprzez trzy podstawowe jakości: świadomość, spontaniczność oraz intymność.
Świadomość to możliwość widzenia i słyszenia wprost jak w dzieciństwie. Spontaniczność to wolność wyboru i wyrażania własnych uczuć z dostępnego asortymentu bez przymusu grania i odczuwania tego tylko, czego odczuwać nas nauczono”. Intymność to spontaniczna, wolna od gier otwartość tu i teraz”.
Przeciwieństwem tej sytuacji są gry, gdzie niby mamy dobre intencje, ale potem zostaje nam poczucie niesmaku chociaż trudno powiedzieć co się właściwie stało.
Czasami sami tego nie widzimy, ale osoby z zewnątrz mówią nam, że nie rozumieją naszego zachowania. W co wy gracie?
Jak wyjść z tej sytuacji?
To nie jest łatwe, bo nawykowe zachowania mają to do siebie, że dzieją się same po linii najmniejszego oporu.
Zaczynamy od tego, żeby zastanowić się, w jakich rolach ustawiamy się w tej grze. Czego każde z nas unika i co zyskuje, grając w tę grę? Ale też co traci. Gra zwykle kończy się zerwaniem komunikacji, uniknięciem seksu, oddaleniem się od siebie.
A co by się stało, gdyby zamiast gry zachować się otwarcie?