Pałac Kultury i Nauki to symbol Warszawy tak jak Syrenka i wuzetka.
A z tego tekstu dowiesz:
- co mają wspólnego Moskwa, Mekka i Warszawa
- jakie Urban Legends krążą o Pałacu.
Na pewno znasz te o samobójcach skaczących z tarasu widokowego, ale są też historie o romansach windziarek i o tym, co znajduje się w piwnicach Pałacu — oprócz grubych kotów.
- Będzie też o moich osobistych wspomnieniach związanych z Pałacem, o wartej miliony zaginionej rzeźbie Aliny Szapocznikow, o pani od orgazmów, o książce Michała Murawskiego “Kompleks Pałacu” i o “Wszystkich nieprzespanych nocach” Michała Marczaka. Będą też hej sokoły.
Ulubione miejsca i wspomnienia z nimi związane mogą być emocjonalną kotwicą. Stanem wyjściowym tego jak chcielibyśmy się czuć, do którego będziemy wracać, kiedy poczujemy się gorzej.
- A na koniec dowiesz się jakie listy adresowano do Pałacu.
Gotowi?
Moje ulubione miejsca w Warszawie
Lubię opowiadać o moich ulubionych miejscach. Pamiętasz warsztaty umierania z odcinka Utracić aby wzrastać? Jedną z kategorii podmiotów, których na pewno by nam brakowało oprócz ulubionego komputera, telefonu, okularów, ulubionych osób, czynności, które lubimy robić, są też fizyczne miejsca.
Pomyśl, że nagle nie możesz pojechać do swojego ulubionego parku, albo że zniknął budynek, który lubisz i spędzasz tam dużo czasu. Albo, że nie ma miejsca, z którym wiążesz wiele wspomnień przyjemnych chwil.
Albo, że jest, ale nie możesz tam pojechać, bo jesteś chory albo zamknięte.
Dlatego warto te ulubione miejsca hołubić. Przecież nigdy nie wiemy, kiedy zamkną ulubione kino ze względów na pandemię, kiedy zbankrutuje ulubiona restauracja, być może zmieni się widok z Twojego okna, bo nowy budynek przysłoni dotychczasową panoramę.
Warto zacząć od listy ulubionych miejsc na świecie. Albo, chociaż ulubionych miejsc w mieście, gdzie się mieszka.
Nawet Mapy Googla mają funkcję tworzenia listy ulubionych miejsc, którą możemy udostępnić znajomym.
Ulubione miejsca i wspomnienia z nimi związane mogą być kotwicą. Stanem wyjściowym tego jak chcielibyśmy się czuć, do którego będziemy wracać, kiedy poczujemy się gorzej.
Na mojej liście jest na pewno bazar Bakalarska. Połowę liceum spędziłam na Polach Mokotowskich. Moja ulubiona trasa spacerowa to Łazienki i Pola Mokotowskie i z powrotem pieszo do domu. Jestem też psychofanem biblioteki narodowej na Polach i czytelni głównej biblioteki na Koszykowej.
Najlepsza panorama miasta jest z górki Szczęśliwickiej. Kiedyś nawet mieszkałam na Szczęśliwicach. Na strzeżonym osiedlu wybudowanym przez chińskich robotników z obozu pracy, który znajdował się zaraz obok, w na pół zrujnowanych pozostałościach gospodarstwa ogrodniczego Tadeusza Kubalskiego.
Mam słabość do skarpy wiślanej. Czy wiecie, że można przejść skarpą od Mostu Gdańskiego do Królikarni, cały czas będąc w parku czy innym ładnym miejscu? Można jeszcze dalej, ale w okolicach królikarni wymiękam, bo już bolały mnie nogi.
Kilka miejsc, które lubiłam, już nie istnieje, ale i tak myślę o nich gdy tamtędy przechodzę. Kilka wygląda zupełnie inaczej. Bar w podupadającym hotelu Warszawa wyglądał zupełnie inaczej niż teraz kiedy jest tam odpicowany luksusowy hotel.
Jaki budynek jest pewno na mojej liście ulubionych miejsc w Warszawie, które nie zmieniły się tak bardzo, odkąd pamiętam?
Pałac Kultury
Oczywiście Pałac Kultury i o nim będzie dzis!
Od razu zaznaczę, że dzisiejszy odcinek nie jest sponsorowany przez Putina. Ja po prostu lubię Pałac Kultury. Nie mam nic do socrealizmu.
Wychowałam się na Ochocie w budynku PRL założenia architektonicznego plac Baśniowy. Plac był zaprojektowany jak rynek w małym miasteczku, żeby mieszkańcy na miejscu mieli aptekę, mięsny, przedszkole, plac zabaw i schron atomowy. Całość oczywiście spójna architektonicznie i socrealistyczna.
Kiedy byłam w Moskwie to było dla mnie doświadczenie, jak pojechanie z małego miasta do dużego. Kiedy jechałam na miesiąc do Moskwy, moja mama podrzuciła mi do walizki jakieś banany, bo miała wizję, że tam niczego nie będzie.
Pierwszego dnia w rosyjskim supermarkecie widziałam 7 różnych rodzajów bananów i plantanów. W końcu dobre relacje z bratnimi krajami afrykańskimi zobowiązują.
Ten sam efekt ma się w rosyjskim metrze czy muzeum.
Pałac Kultury wzorowany był oczywiście na 7 wysokościowcach z Moskwy np. na Uniwersytecie Łomonosowa, ale nie wiem, czy wiecie ale podobna budowla jest w Mekce, świętym mieście Islamu. Abradż al-Bajt to wielopoziomowy kompleks, który do złudzenia przypominała Pałac Kultury i jego moskiewskie prototypy.
Wszystkie nieprzespane noce
Jeśli będziecie robić własną listę ulubionych miejsc w Warszawie, to warto obejrzeć “Wszystkie nieprzespane noce”. Ten film Michała Marczaka to taki dzień świstaka przeżywany ciągle od nowa przez 2 imprezowiczów w Warszawie, ale z ładnymi widoczkami miasta. No wiecie. Codziennie impreza, tylko w innym miejscu.To te ujęcia Warszawy są w tym filmie najlepsze. Wędrówka przez bohaterów przez Warszawę jest dość spontaniczna, ale pozwala zorientować się w architekturze miasta.
Film to rozważania o tym jak to życie przecieka nam przez palce, kiedy wędrujemy po mieście, cały czas mieląc w głowie kolejne definicje miłości i samotności.
Film zaczyna się sylwestrem w mieszkaniu, z którego widać Pałac Kultury. Pewnie wiele osób było na podobnej imprezie, bo Pałac jest widoczny z bardzo wielu miejsc.
Bohater obserwuje wybuchające nad Warszawą fajerwerki i odpala swój strumień świadomości, w którym przytacza statystyki dotyczące ludzkiego życia: podobno gdyby każdą czynność robić bez przerwy, to uprawianie seksu zajęłoby siedem miesięcy, nudzenie się – dwa lata, a rozstawanie się 17 godzin.
Oglądając, zaczynamy sobie przypominać, kiedy ostatnio zarwaliśmy całą noc, żeby gadać z drugą osobą. Ja na szczęście całkiem niedawno. Ale kiedy byliśmy ostatnio na dobrej domówce, z kim byliśmy w Muzeum Techniki, na demonstracji, na koncercie w Królikarni.
Nie chcielibyście raczej słuchać mojego strumienia świadomości, nawet nie dlatego że jest zbyt negatywny. Ale jestem za to dość dobrym przewodnikiem.
I zapraszam dziś do Pałacu Kultury.
Pałac jaki jest każdy widzi.
Ja widzę go nawet teraz, kiedy nagrywam ten odcinek. Wielu Warszawiaków tak jak ja, widzi go z okna domu lub pracy. Nawet jeśli nie mieszka w centrum. To punkt orientacyjny, dzięki któremu wiemy, jak przemieszczać się po mieście. Wiele osób jest w nim co najmniej kilka razy w roku. To symbol Warszawy tak jak Syrenka. Jak flaki po warszawsku, zupa pho na śniadanie i jak zygmuntówka.
Codziennie tysiące ludzi przychodzą do Pałacu w najróżniejszych celach: na wykłady na studiach, do kina, do jednego z teatrów, na wystawę, na basen, do pracy, kupić sobie biżuterię z talerzy na targach prezentów świątecznych, na koncert w sali kongresowej, na wino w barze Studio i obiad w Café Kulturalna.
Albo po prostu, żeby posiedzieć przy fontannie w ciepły dzień, przejść na skróty przez budynek, żeby nie chodzić dookoła czy wyprowadzić psa na spacer w parku.
Pałac to siedziba Collegium Civitas i Polskiej Akademii Nauk. Ale też Warszawskiego stowarzyszenia miłośników UFO, więc nie przesadzajmy z tą naukowością.
Nawet osoby, które są sceptycznie nastawione do Pałacu przyznają, że widok z tarasu widokowego na 30 piętrze jest najlepszy.
Zwłaszcza że nie widać stamtąd samego Pałacu Kultury.
Miało tu też miejsce wiele historycznych wydarzeń. Oby Kinoteka czy Cafe Kulturalna też nie przeszły do historii.
Sala kongresowa była specjalnie zaprojektowana na zjazdy partii politycznych. Projektanci nie przewidzieli, że będzie gościć też ostatni zjazd PZPR z 1990 roku kiedy Rakowski zwrócił się towarzyszy, żeby przyjęli z podniesionym czołem to, co miało nastąpić.
Niech zstąpi duch twój i odnowi oblicze ziemi tej ziemi też padło właśnie na placu Defilad.
Kongresowa to też koncerty Stonesów, Micka Jaggera, Milesa Davisa i festiwal Jazz Jamboree, który organizował znany Pałacosceptyk Leopold Tyrmand. Tyrmand nazywał polskich architektów zaangażowanych w budowę Pałacu, czyli Sigalina i Goldzamta politrukami od architektury.
Tych pałacosceptyków na szczęście nie ma zbyt wielu. Ludzie na ogół lubią duże rzeczy, sama mam atawistyczny pociąg do molochów a klockowatość budynku i widzianej z niego panoramy Warszawy jest idealna dla osób, które lubiły budować z klocków LEGO i tworzyć makiety miasta.
Na pewno nikt z pałacofili nie powiedziałby, że Pałac jest piękny. Jego wnętrza są kiczowate i niepraktyczne, całość jest mocno monumentalna a te dekorujące go nieproporcjonalnie wielkie krenelaże, attyki i kolumnady też nie pomagają.
Pałac jest budowlą publiczną w stopniu, w jakim nie jest nią żaden inny budynek, więc głosy nawołujące do zburzenia Pałacu w akcie katharsis były rzadko brane poważnie pod uwagę. Nie tylko dlatego, że koszty byłoby zbyt wysokie, ale ze względu na wiele funkcji, które Pałac spełnia. I na to że nikt nie ma pomysłu na to co by tam miało być zamiast Pałacu w tym miejscu.
Wiele osób ma osobiste wspomnienia związane z Pałacem.
Wydaje się, że był tu zawsze. Moja mama na 1. roku studiów miała zajęcia w Pałacu, bo nie było jeszcze kampusu Smyczkowa. Przed wojną obszar ten był gęsto zabudowany kamienicami częściowymi i niewielkimi sklepami. Mój dziadek mieszkał przed wojną gdzieś w południowej części. Większość mieszkańców części północnej była pochodzenia żydowskiego, mieścił się tam też dom sierot Korczaka.
Pamiątką po tych czasach są ulice z dziurą w środku i turyści, którzy szukają swojego adresu po złej stronie Chmielnej.
W latach 50. zrównano wszystko, żeby mógł powstać szeroki jasny plac z monumentalnym wysokościowcem — realizacją ambicji stalinowskich architektów, ale też darem ZSRR, który nakładał obowiązek, żeby pochodzić do niego z szacunkiem. Nic dziwnego, że budzi niechęć do dziś. To dość dziwne uczucie, kiedy dostaje się od kogoś centrum miasta w darze.
Ja chodziłam tam na angielski jako dziecko i do dobrze zaopatrzonej biblioteki Pałacu Młodzieży. Dość dobrze pamiętam wizytę w planetarium Muzeum Techniki i Przemysłu, szklaną panienkę oraz mechanizmy szybkobieżnych wind Pałacowych. Pamiętam jak mama kupiła mi kurtkę zimową typu larwa w Kupieckich Domach Towarowych i pamiętam szczęki na bazarze pod Pałacem. I jak bazar został eksmitowany na stadion dziesięciolecia.
Kiedy 1 raz miałam na sobie soczewki kontaktowe, zdejmowałam je w toalecie Café Kulturalna, w czym pomagała mi jakaś obca osoba. Do dziś nie nauczyłam się nosić soczewek.
Pamiętam też jak całowałam się w czasie deszczu w parku przy Pałacu.
I rzeźbę Aliny Szapocznikow, która stała na postumencie w głównym holu Pałacu, tam gdzie teraz zwykle stoi choinka. Rzeźba przedstawiała bromans dwóch robotników – polskiego i radzieckiego. Teraz ludzie robią sobie insiderskie zdjęcia udając 2 postaci tej nieistniejącej już rzeźby, którą sprzedano na złom i która podobno stoi na czyimś podwórku w Józefowie. Albo i nie bo byłaby teraz warta miliony złotych dublonów.
Opowiadałam już kiedyś, że gdybym nie mieszkała w Warszawie, to mogłabym mieszkać nad Świdrem?
Nie pamiętałam za to, że zegar milenijny na wieży Pałacu nie był tam zawsze, tylko jak sama nazwa wskazuje od 2000 roku. Zamontowano go, nawiązując do tradycji zegara ratuszowego jako najwyższego obiektu w mieście, który integruje mieszkańców i odmierza czas życia miasta.
—
Pałac Kultury od zawsze był źródłem Urban Legends np. o samobójcach skaczących z tarasu widokowego, o gorących romansach windziarek z wojakami stacjonującymi na 30. piętrze w czasie stanu wojennego, o setkach grubych kotów w piwnicach Pałacu, które są żywione wątróbką i oczywiście o samych piwnicach mieszczących niby schrony atomowe, niby stacje metra i tajemne przejścia w różne punkty miasta.
Są też przepyszne anegdoty Pałacowe np. o pani od orgazmów.
Nie słyszeliście o niej?
No więc pani od orgazmów mieszkała w wysokościowcu na ścianie wschodniej naprzeciwko Pałacu i codziennie w nocy miała silne… doznania na skutek promieniowania anteny telewizyjnej na iglicy. Bardzo ją to męczyło, dlatego poprosiła dział techniczny Pałacu czy mógłby zasłonić te anteny.
Dyrekcję wzruszyła historia tej pani i pracownica Pałacu zabrała tą panią na 42. piętro na taras bezpośrednio pod iglicą i pokazała jej jakieś randomowe miejsce, z którego usunięto część sprzętu należącego do telewizji.
Tego sprzętu oczywiście nie usunięto ze względu na tą panią i jej orgazmy, tylko z jakiegoś innego powodu.
W każdym razie wyjaśnienie zostało przyjęte i pani od orgazmów więcej skarg nie składała
Historia o pani od orgazmów pochodzi z książki Michał Murawskiego “Kompleks Pałacu”. Książkę pożyczyła mi moja koleżanka Gosia, która była na wycieczce prowadzonej przez autora po kocim królestwie na poziomie -2.
Michał Murawski pracował w Pałacu jako resident researcher prowadząc obserwację uczestniczącą. Jaki Pałacolog chodził na basen, rozmawiał z wąsatymi elektrykami i natapirowanymi windziarkami i wykorzystywał swój identyfikator do zapuszczania się w osobliwe zakamarki budynku.
Brzmi jak wymarzona praca dla mnie. Jak coś wiecie. to dajcie znać?
Tytuł jego książki – kompleks Pałacu – odnosi się do fiksacji i obsesji Warszawy na punkcie Pałacu oraz niezdolności do przezwyciężenia jego architektonicznej i symbolicznej dominacji w krajobrazie miasta po odzyskaniu niepodległości. Kompleks Pałacu działa, bo sam Pałac jest złożonym kompleksem i koncentruje w sobie kompleksowość i złożoność miasta.
Najciekawsza część książki Murawskiego dotyczy listów pisanych do Pałacu. Nie wiem czy wiesz, ale istnieje specjalna teczka z korespondencją adresowaną do Pałacu, która zawiera listy uznane za dziwaczne, nietypowe i szalone, bo Pałac jak każde sacrum przyciąga też szaleństwo.
Jakie listy adresowano do Pałacu?
Są oczywiście listy typu Święty Mikołaju wiem, że mieszkasz w Pałacu Kultury przynieś mi pierścionek Pomellato z błękitnym topazem, ale są też prośby o funkcję rozjemcy w sporach typu kochany Pałacu, pomóż, sąsiad mnie gnębi. Są prośby o mecenat artystyczny, oferty pracy na rzecz Pałacu, wyzwiska i skargi, oraz apele do najwyższych władz państwowych.
Dzisiaj osoby niezrównoważone psychicznie wypisują raczej komentarze na forach internetowych i blogach kulinarnych. Można też łatwiej znaleźć kontakt do instytucji i osób. Kiedyś nie było takiej możliwości, dlatego pisano do Pałacu, ale takie listy przychodzą do dziś.
Moim marzeniem jest napisanie jakiegoś dobrego listu do Pałacu. Jak chcesz napisać razem to się polecam.
——
Najbardziej znanymi pracownikami Pałacu są oczywiście koty i sokoły. No bo przecież nie panie windziarki i elektrycy. Na poziomie – 2 stworzono dla tych kotów specjalną przestrzeń, gdzie mają swoje legowiska, sztuczne rośliny doniczkowe, miseczki z wątróbką i zdjęcia kocich kolegów którzy …odeszli. Pałacowe koty są bardzo przywiązane do swojego miejsce zamieszkania i nigdy nie uciekają z Pałacu ani nie dają się adoptować.
Także ludzie, którzy tu pracują, wchodzą w system bezpiecznego zatrudnienia oparty na krewnych i znajomych, którzy zaraz po szkole zaczęli pracować dla Pałacu i pracują tam nadal.
Sokoły pojawiły się w Pałacu trochę później, ale są bardziej widoczne, kiedyś były nawet kamery przemysłowe monitorujące gniazdo sokołów.
Koty, sokoły i sam wizerunek Pałacu pojawiają się na koszulach i w snach warszawiaków wielokrotnie i ciągle. W podcastach i w wierszach też jest nadreprezentacja Pałacu a może nawet naddeterminacja czy jak tam było u Freuda i pani od orgazmów. Naprawdę najlepszym się zdarzało. Jan Brzechwa miał pewnie lepsze momenty, niż wtedy kiedy popełnił też wiersz ku czci Pałacu Kultury
serce Polski widoczny z daleka
będzie trwał jak wiara w człowieka
będzie trwał jak miłość do dziecka
będzie trwał jak przyjaźń radziecka.
Mam nadzieję, że ten post lepiej się zestarzeje niż wiersz Brzechwy.
W czasie poszukiwania w sieci potrzebnych informacji znalazłam ten artykuł. Wielu autorom wydaje się, że mają rzetelną wiedzę na opisywany temat, ale często tak nie jest. Stąd też moje pozytywne zaskoczenie. Czuję, że powinienem podziękować za Twój trud. Zdecydowanie będę polecał to miejsce i regularnie tu zaglądał, by poczytać nowe artykuły.
Świetny artykuł. Naprawdę dobrze napisane. Wielu osobom wydaje się, że mają rzetelną wiedzę ,by się wypowiadać na poruszany przez siebie temat, ale tak nie jest. Stąd też moje pozytywne zaskoczenie. Po prostu świetny artykuł.