Porcelana symbolizuje luksus i uroczystości rodzinne, ale też stagnację i życie w złotej klatce. Gwarantuje też podróż, bo pochodzi z Chin czy Miśni. Biel jest symbolem nowego początku i zaczynania z czystą kartą, więc dziś przeczytasz o:
- historii porcelany i o tym jak to się stało, że towary, kiedyś zarezerwowane dla wybranych, teraz można po prostu kupić w sklepie za 20 złotych.
- Marco Polo, porcelanowych legendach i o Auguście II, który wymienił batalion żołnierzy za chińskie wazy.
- Będzie też o książce “Biały Szlak” Edmunda de Waala, o polskiej porcelanie typu Ćmielów oraz o biżuterii z talerzy.
Dowiesz się także:
- czym jest kintsugi, czyli naprawianie złotem
- jak się robi porcelanę
- i gdzie warto się wybrać porcelanowym szlakiem
Dziś porcelana to design. Ceramika, która stała w meblościankach za szybką i wisiała na ścianach, wraca na stoły i staje się nam znowu bliska.
Wolisz posłuchać niż czytać?
Jeśli mnie znasz, to wiesz, że bardzo lubię porcelanę. To nie jest oczywiście tak, że podoba mi się każda filiżanka i każdy talerzyk deserowy. Dekorowanie porcelany to technika artystyczna jak każda inna, można nią ukroić chleb, a można kogoś zadźgać.
Na pewno jednak podobają mi się kobaltowe wzory i polskie firmy z tradycjami.
W moich zbiorach mam deskę ceramiczną ze wzorem z Miśni, ale raczej nie oryginałkę. w sensie mam taką nadzieję, bo byłoby szkoda, biorąc pod uwagę jak ją traktuję.
Bardzo podobała mi się wycieczka do Miśni i marzę, żeby mieć kiedyś pozłacaną miśnieńską filiżankę, albo minimalistyczny talerzyk z nowej kolekcji.
W tej chwili moje ulubione przedmioty toi czarka do herbaty, którą sobie przywiozłam z Uzbekistanu. Na urodziny dostałam w tym roku 3 filiżanki: z monsterą, Indie Astrę z Ćmielowa i filiżankę z rosyjskiego Muzeum Historii Politycznej.
Indię Astrę miałam już wcześniej, ale spodek nie przeżył zimy. Mam też talerzyk od filiżanki „Circus” z Porcelany Kristoff, ale sama filiżanka przeniosła się za porcelanowy most.
I w ogóle jak się nie trzyma porcelany za szybką, tylko używa na co dzień, to ona na długo nie starcza.
Mam też na pewno talerz Maria kaszubska z Lubiany, i cebulowy wzór z Kristofa z Wałbrzycha.
Stan się zmienia w obie strony, bo zdarza mi się coś wytłuć, ale też kupić spontanicznie.
Nie jestem też snobką. Filiżanka za 20 zł może być równie piękna co taka za 200. Fajans typu Bolesławiec czy Włocławek też jest wielce ok. Nie trzeba kupować całego zestawu do herbaty na 6 osób, którego nam będzie szkoda zdekompletować. Można mieć jeden mały talerzyk i się z niego cieszyć.
Chociaż moja koleżanka jak się zaczął pierwszy lockdown, to kupiła sobie garnitur do herbaty, bo uznała, że prawdopodobnie będzie teraz spędzać w domu tak dużo czasu, że jej się ten zakup zamortyzuje.
Mam też drugą koleżankę, która robi biżuterię z talerzy, więc nie jest jakoś smutna, jeśli coś jej stłucze a wprost przeciwnie, bo kolczyki czy naszyjniki się same nie zrobią.
Gdybym miała sobie teraz coś kupić, to bardzo podoba mi się filiżanka z kobaltowymi odciskami palców. To wyjątkowy projekt zrealizowany w Ćmielowie, żeby pokazać, przez ile rąk przechodzi każdy porcelanowy przedmiot. Jedna osoba nadaje kształt, inna szkliwi, większość wykonuje tylko jedną wyspecjalizowaną czynność. Ten projekt nazywa się “Ludzie z fabryki porcelany”.
Porcelana i jedwab w każdym domu
Czuje wdzięczność, że w pierwszym świecie porcelana i jedwab są w każdym domu. Że towary, które kiedyś były zarezerwowane dla królów i przewożone karawanami i statkami, teraz można po prostu kupić w sklepie.
Filiżankę z porcelany polskiej firmy z tradycjami można mieć już za 20 zł a picie z takiego naczynia naprawdę zmiana nasz poranek.
Lubię ceramikę, więc zwracam uwagę, z czego jem i na ceramikę w miejscach gdzie jestem. Jest taka klinika dentystyczna na pl. Konstytucji i w witrynie mają filiżanki w kształcie zębów trzonowych z łyżeczką w kształcie lusterka dentystycznego.
Koło mojego domu jest sklep z używaną odzieżą, który sprzedaje też chińskie kiczowate porcelanowe wazy na wagę. Można kupić też wielkie porcelanowe figurki kontrowersyjnej urody.
Marzę o tym, żeby pójść kiedyś na kurs kintsugi, ale nie wiem, czy chciałabym sama robić naczynia. Robienie chleba przypomina robienie ceramiki, trzeba mieć wprawę i dużo rzeczy może pójść nie tak.
Fascynują mnie natomiast kolory barwników przed wypaleniem np. bolesławiecki kobalt jest granatowy i błyszczący a przed wypaleniem fioletowy i matowy.
Jak się robi porcelanę?
Zastanawiało was kiedyś, jak się robi porcelanę? W sensie jak byście chcieli dziś sobie polepić, a nie w Chinach za Marco Polo, kiedy stawiało się dziewkę, żeby ucierała glinę.
No więc kupuje się dwudziestokilowy worek z glinką porcelanową, przecina się struną garncarską i ugniata się ciasto okrężnym ruchem jak przy wyrabianiu chleba. Po jakimś czasie bryła staje się kulą, którą wyrabia się na kole garncarskim. Potem jest szkliwienie wypalanie w wysokiej temperaturze, dekorowanie, ponowne wypalanie i logistyka.
Nazwa pochodzi z weneckiego dialektu. Było to potoczne określenie muszli morskich ślimaków gładkich w dotyku jak porcelana, ale to jest wulgarne zawołanie na widok ładnej dziewczyny, gładkiej w dotyku jak porcelana.
Dialekt wenecki w ogóle jest niezły.
Porcelana zawsze była arcanum — tajemnicą. Aż do czasów Augusta Mocnego nikt na zachodzie nie wiedział, jak się ją wytwarza. Myślano, że powstaje z soków zgęstniałych pod ziemią albo ze skorupek morskich ślimaków. Wiedziano na pewno, że jest przywożona ze wschodu.
Porcelanę wyrabia się od 1000 lat, a w Europie można ją kupić od 800.
Przynajmniej tyle mają pokruszone skorupy, które znaleziono na cmentarzu w Wielkiej Brytanii czy na wzgórzu w Urbino. Z porcelany pili Jan książę de Berry, papieże i Medyceusze.
W Bazylice w Wenecji jest waza, którą sobie przywiózł z Chin Marco Polo. Jest wielkości dłoni, ma roślinny ornament i wgłębienie na palce.
W tamtych czasach nie był to tylko przedmiot codziennego użytku, ale też element kolekcji.
Białe złoto
Białe złoto, które czasami było przyczyną bankructw i choroby porcelanowej porcelan krankheit. Osoba chora była chora na porcelanę. Musiała ją mieć.
Może nie w Polsce, bo tu jednak było za dużo wojen, ale na ogół porcelany w zbiorach muzealnych i prywatnych jest dużo, dlatego że kupowało się na zapas, wiedząc, że część się być może stłucze.
Chińczycy mieli własne tradycyjne wzory — różne smoki, perły, karpie, ale od zawsze malowali też postaci i sceny, które miały się podobać na rynkach zbytu np. angielskie domy na wsi, herby, napisy po arabsku czy po łacinie, tulipany. W końcu klient nasz pan. Tak jak dziś fabryki w Chinach produkują wuwuzele dla kibiców, wielkanocne jajka czy kurpiowskie wzory.
Kintsugi
Porcelana była kiedyś tak cenna, że nie wyrzucano jej, kiedy się stłukła. Była ulubionym przedmiotem, do którego ludzie przywiązywali się emocjonalnie.
Nie chcieli potem po prostu innej nowej filiżanki. Chcieli tą.
To jest też geneza biżuterii z talerzy, ale nie będę spojlerować, bo może jej autorka sama opowiedziała o tym w tym odcinku.
Tak powstało też kintsugi, czyli naprawianie złotem, które stosuje się w Japonii od XV wieku. To technika naprawiania uszkodzonych przedmiotów przez podkreślanie pęknięć złotem, a nie ich maskowanie. To symbolika uzdrowienia i nabywania odporności poprzez to, że przedmiot jest uszanowany, nie tylko odrestaurowany.
Staje się wytrzymalszy i cenniejszy niż przed rozbiciem.
To też metafora, którą stosuje się też do urazów fizycznych czy emocjonalnych. Wypadki, traumy, starość, napaść, rozstanie z ukochaną osobą czy trudne dzieciństwo stają się symbolicznymi stłuczeniami. Dopóki nie zostaniesz złamany, nie wiesz, z czego jesteś zrobiony.
Błogosławione niech będą pęknięcia, gdyż przepuszczają światło i inne legendy
Kintsugi jest jak tatuaż po traumie, jak róże które tatuują sobie na piersi kobiety po mastektomii. To świadectwo powrotu do zdrowia, odrodzenia i wyraz ich siły życiowej. Kintsugi jest jak medal za bohaterstwo na piersi rannego bohatera. Bez udawania, że nic się nie stało. Chociaż jak mówi się o tym rzemieślniczkom, które naprawdę zajmują się naprawianiem przedmiotów tą metodą, to przewracają oczami.
To poetyka wabi sabi zachęcająca do poszukiwania piękna w prostocie i nietypowości, bez pogoni za doskonałością i perfekcjonizmem. Podkreśla nieodwracalność czasu i efemeryczność przedmiotów oraz ludzi i szuka w tym zalet.
“Błogosławione niech będą pęknięcia, gdyż przepuszczają światło”. Czy jak tam było u Michela Audiarda.
Tak jak z samą porcelaną, z kintsugi wiąże się wiele legend np. o ptakach, które nadlatują, gdy pierwszy raz pije się z nowej porcelany czy o cesarzach i królach, którzy kochali porcelanę.
Legenda o tym jak wymyślono naprawianie złotem, mówi że pewien szogun miał ulubioną filiżankę, ale pewnego dnia się mu się ona zbiła. Naprawiono ją, ale nie zapewniło to szczelności i herbata wylewała się z naczynia. Szogun rozkazał, żeby japońscy rzemieślnicy rozwiązali problem. Rezultat był tak dobry, że niektórzy podobno specjalnie rozbijają drogą porcelanę, żeby móc ją naprawić złotem. Tak jak czasami specjalnie tłucze się porcelanę na biżuterię z talerzy.
Dziś porcelanowa filiżanka nie kosztuje tyle, co cała wieś, więc można się szarpnąć.
Jest też legenda o rozbitej wazie. Bohater tej historii zaprosił słynnego mistrza ceremonii herbaty i chciał go uhonorować, dając mu starą cenną chińską wazę. Gość nawet na nią nie spojrzał. Gospodarz w gniewie stłukł naczynie, ale oczywiście szybko tego pożałował, bo było cenne. Usterka została zreperowana według sztuki kintsugi. Zdarzyło się, że po jakimś czasie mistrz ceremonii herbaty ponownie odwiedził to domostwo i kiedy ujrzał naprawioną wazę, wykrzyknął, że teraz jest naprawdę wspaniała.
Jest nawet legenda o tym skąd wziął się kobalt jako kolor kojarzony z biało-niebieską porcelaną. Otóż był pewien kupiec porcelaną, którego statek rozbił się na odludnym wybrzeżu. Stracił cały statek i ładunek, ale zorientował się, że pospolicie występują tam kamienie odpowiednie do tego, żeby zrobić z nich najpiękniejszy błękit. Tak pięknego odcienia niebieskiego nigdy wcześniej nie widziano jako dekoracji białej porcelany.
Kobalt to materiał z najwyższej półki, używany jako pigment od XIV wieku. Był wtedy importowany z Kaszan w dzisiejszym Iranie.
Kobalt jest też toksyczny i ogólnie praca z pyłem porcelanowym i wdychanie ceramicznego pyłu nie są za bardzo zdrowe.
Chiński patronem porcelany jest niejaki Pousa. Jego historia przywołuje pieniądze i porażkę. To historia o tym jak młody rzemieślnik rzucił się do płonącego pieca, który miał zbyt dużą temperaturę, dzięki czemu uratował ładunek porcelany, który się właśnie w tym piecu wypalał. I pamiątka o tym, że chińska porcelana zawsze była tworzona przez ludzi pracujących na umowę o dzieło, którzy płacą z własnej małej pensji, jeżeli coś się zniszczy przy transporcie czy wypalaniu.
Już w czasach historycznych August II wymienił batalion 600 żołnierzy za chińskie wazy należące do Fryderyka Wilhelma I. Batalion przyjął miśnieńskie logo, czyli dwa skrzyżowane miecze jako swój sztandar a w kolejnej bitwie pod Kesseldorfem walczył po stronie Prus przeciwko Saksonii. I wygrał. Całkiem dobra historia. Nie legenda.
Jest też historia fabryki porcelany w Allah. Kiedyś bardzo znanej. Nawet był sklep firmowy w Warszawie. Teraz mało kto o niej słyszał. Allach jak Allah Akbar, albo jak dzielnica Dachau. Przed wojną powstała tam fabryka, żeby zaopatrywać w porcelanę Hitlera i innych nazistów. W czasie wojny fabryka wykorzystywała pracę przymusową więźniów obozu koncentracyjnego. Więźniowie produkowali medale za osiągnięcia sportowe, wazy dla Hitlera i słodkie zwierzątka z porcelany typu bambi czy lisek, oraz oczywiście talerze z ss na spodzie. W końcu biała porcelana jest ucieleśnieniem niemieckiej duszy, doskonałością greckich posągów i bielą skóry aryjskiej.
Różowe moje spodeczki,
Kwieciste filiżanki,
Leżące na brzegu rzeczki
Tam kędy przeszły tanki.
czy jak tam było w Piosence o porcelanie Miłosza.
Porcelana symbolizuje luksus i sukces finansowy, uroczystości rodzinne, ale też stagnację i życie w złotej klatce. Porcelanę opisywano jako mlecznobiałą jak narcyz, białą jak dym. Kupowanie porcelany było sposobem na zaczynanie na nowo np. w małeństwie, bo biały jest symbolem nowego początku, zaczynania z czystą kartą.
Gdy coś porcelanowego nam się stłucze ma nam to przynieść szczęście. Czyli ja będę bardzo szczęśliwa.
Podróż przez świat porcelany
Moja ulubiona książka o porcelanie to “Biały Szlak. Podróż przez świat porcelany”. Napisał ją Edmund de Waal, znany brytyjski ceramik i pisarz.
To dziennik podróży i jego własna historia jako artysty pracującego z porcelaną.
Bo porcelana gwarantuje podróż. Podróż przez „trzy białe wzgórza”: jedno w Chinach, gdzie powstała, drugie w Miśni, gdzie złamano chiński monopol i trzecie w Anglii, gdzie porcelana stała się dostępna dla zwykłych ludzi. To podróż przez warsztaty, fabryki, piece alchemików i losy konkretnych porcelanowych przedmiotów i ludzi — miłośników porcelany. To historia ludzkich namiętności i pragnienia doskonałości i czystości, które biel porcelany symbolizuje. I historia podróbek, także tych udanych jak Miśnia Augusta Mocnego. To historia jezuity w Chinach, matematyka z Drezna, hugenockiego aptekarza w Wielkiej Brytanii i więźniów obozu koncentracyjnego.
To też alchemia, bo porcelana jest śnieżnobiała, lekka jak piórko i przyświeca przez nią światło.
U Edmunda de Waala podoba mi się też, że to nie jest, tak że jemu podoba mi się każda porcelana. Jako ktoś, kto sam ją wytwarza potrafi dostrzec dysharmonię pomiędzy ilością pracy, którą włożono w produkcje a rezultatem, który czasem jest kiczowaty.
Miśnia i Drezno
W tym roku wreszcie udało mi się pojechać do Drezna — miasta, w którym na początku XVIII wieku odkryto tajemnice wyrobu chińskiej porcelany. To jedno z miejsc opisanych w tej książce.
Najpierw był Wersal i dwór Ludwika XIV, ale im się nie udało. Nawet nasz Włocławek jest przy nich twardy jak skała i wytrzymały jak cesarstwo chińskie.
Dlaczego francuski i niemiecki dwór chciały wyrabiać porcelanę? Bo nie chcieli już inwestować w produkty, które drenowały królewskie skarbce. Porcelana była miednicą, do której upuszczała się krew Saksonii. Gdyby mieć własną wytwórnię można by przestać przepłacać za granicą.
Potem były listy jezuity, który 300 lat temu mieszkał w Chinach i opisywał, jak wytwarza się porcelanę, ponieważ miał miejscowego przyjaciela, który porcelanę kochał.
W każdym razie nie było to proste — nikt nie wiedział jakie są komponenty porcelany. Próbowano rozmaitych materiałów, aby uzyskać coś na podobieństwo, ale nic z tego nie wychodziło.
Udało się dopiero Augustowi II z bożej łaski królowi Polski i saskiemu elektorowi. Kiedy August został królem miał 16 przedmiotów z porcelany, kiedy umierał 36 000, bo cierpiał na chorobę porcelanową, nigdy nie miał dość i zawsze chciał mieć jej więcej i więcej. W końcu zaczął robić własną porcelanę.
Jak mu się udało?
Zaprzągł do pracy nietypowy duet. Doświadczonego matematyka i młodego alchemika — ucznia aptekarza, który podobno zamienił ołów w złoto. Jeden miał doświadczenie i metodę a drugi intuicję.
Alchemia przemienia ołów w złoto, światło w tęcze i glinę w porcelanę, ale bez systematyczności i ciężkiej pracy nie ma kołaczy. Porcelana jest wytwarzana z glinki kaolinowej ze skaleniem i kwarcem i wypalana w temperaturze 1000 stopni Celsjusza. To nie jest jakoś super intuicyjne i wymagało wielu prób.
Dlaczego nową stolicą porcelany stała się akurat Miśnia? Bo właśnie tam mieściło się tam tajne laboratorium — na Zamku Albrechtsburg nad Łabą.
Dzięki temu odkryciu monopol Chin został złamany a porcelana stała się zwykłym towarem drogim i kolekcjonowanym, ale osiągalnym dla mieszczan i pozbawionym swej tajemnicy.
A co się stało z porcelaną Augusta? Kolejni królowie nie byli aż to taki fanami, a potem skarby trafiły pod bratnią pieczę po wkroczeniu Armii Czerwonej i dopiero w 1958 udało się odzyskać. To znaczy tę część, która się gierojom nie wytłukła po drodze.
Polska porcelana
Polska porcelana to piękny kawał historii. Najbardziej znane są Lubiana, Ćmielów i Chodzież, które tworzą jedną grupę.
Lubiana to np. najsłynniejszy kubek PRL i talerz Społem. Z pewnością go znacie, ale to też dekoracje kaszubskie, bo Lubiana jest na Kaszubach. Kiedyś byłam tam, wracając z Gdańska.
Ćmielów to eleganckie serwisy typu India Astra czy Goplana.
Wiele osób, kojarzy też Bolesławiec i charakterystyczne stempelkowe dekoracje. Są piękne, psychodeliczne i praktyczne, bo taką kamionkę można podgrzewać w piekarniku i myć w zmywarce. Na pewno się nie zniszczy.
Jest też ceramika Włocławek, którą zwykle spotykamy wiszącą na ścianie. No wiecie. Taki fajans ze zdobieniami folklorystycznymi — brązowy lub niebieski. Wynikało to z tego, ta ceramika jest miękka i szybko się niszczy, więc to co nie wisiało od lat 60’ na ścianie, nie zawsze przetrwało.
Za to to wspaniały materiał na biżuterię z talerzy. Kiedyś byłam na warsztatach u tej mojej koleżanki, która robi biżuterię i włocławki to był dla mnie najłatwiejszy materiał, właśnie ze względu na łatwość obróbki.
Natomiast samo robienie biżuterii z ceramiki jest bardzo trudne. Zawsze coś nam może pęknąć w ostatniej chwili, trudno jest uzyskać równe brzegi i dopasować je do oprawki. Dopiero po tych warsztatach zaczęłam doceniać cuda, które robi Magda Ziółkowska.
Z Magdą byłam też w Wałbrzychu, skąd pochodzi porcelana Kristoff. To jedna z najstarszych wytwórni porcelany na terenie Polski, nie jest droga, a ma naprawdę piękne wzory. Jeśli po tym odcinku zechcecie sobie coś kupić porcelanowego to polecam Lubianę z kaszubskimi wzorami i Kristofa zwłaszcza ich wzór cebulowy – to się chyba nazywa Krister tak jak założyciel firmy Carl Krister. No wiecie — ziemie odzyskane. Pogranicze czesko, polsko niemieckie. I historia, która sprawiała, że Bunzlau stał się polskim Bolesławcem, a Kristoff Krzysztofem.
Dziś porcelana to design. Ceramika, która stała w meblościankach za szybką i wisiała na ścianach, wraca na stoły i staje się nam znowu bliska.
Pomyślcie o tym wszystkim, pijąc ze swojej ulubionej filiżanki!a
Linki:
Książka Biały szlak