Dzisiaj będziemy rozmawiać o afirmacjach. Jest z nami Waldemar Wosiński – człowiek dwóch światów – programista komputerowy, który pracuje też z energią i afirmacjami, ponieważ wierzy w moc słowa. Chociaż w sumie, jak się zastanowić… afirmacje bardzo przypominają kodowanie. Przecież, żeby działały muszą być precyzyjne i wolne od baboli. A afirmowanie to sztuka programowania siebie – w końcu kto się dogada z tobą jak nie ty sam(a)?
Przeczytaj do końca, a dowiesz się:
- jak praca z afirmacjami może prowadzić do pozytywnej zmiany w życiu,
- jak sformułować taką afirmację, żeby była skuteczna i żeby nie walczyć samemu ze sobą,
- dlaczego afirmacja nie zawsze działa, a wręcz czasami szkodzi.
Będzie mi bardzo miło, jak udostępnisz ten post. Jeżeli masz jakąś bliską osobę, która pracuje z afirmacjami, ale nie do końca jej to działa albo nie wie, jak to ogarnąć.
Wolisz posłuchać, niż czytać? Obejrzyj naszą rozmowę:
To jak, zaczynamy?
Kamila Tokarska: Chciałabym, żebyś powiedział mi dzisiaj trochę o afirmacjach: czym one są i jak je wykorzystać do pozytywnej zmiany.
Waldemar Wosiński: Afirmacje jest to temat często niezrozumiany, kojarzący się albo zbyt prostacko, albo zbyt żmudnie… Jest to takie pozytywne wyrażenie. Może być alternatywnym poglądem, który chciałoby się przejawiać w życiu.
Zwykle jest tak, że mamy jakieś negatywne myśli i mówimy sobie, że jesteśmy do niczego? A mamy to zmienić i sobie powiedzieć, że chcemy iść ku dobremu?
Generalnie tak, ale to do niczego zwykle nie prowadzi. Afirmacje trzeba skonstruować dokładnie pod nas. Co my dokładnie o sobie myślimy. Bo tak ogólnie, to można pracować nad poczuciem własnej wartości, i jedna afirmacja tego nie załatwi.
Czyli, jeśli przez cały dzień myślimy o sobie różne negatywne rzeczy, to nie wystarczy raz sobie powiedzieć, że kocham siebie i już pozamiatane?
Generalnie nie. Ale, jeśli jesteśm po bardzo mocnym doświadczeniu, które dało nam głęboki wgląd, i mówimy to z przekonaniem – to jesteśmy w stanie zacząć nowy rozdział w życiu.
Bo na początku było słowo…
…które ciałem się stało.
Wracając do tych pozytywnych zmian, to jak to działa?
Pozytywne zmiany się kuje, tak jak kowal kuje swoje produkty z metalu. My tworząc – nasze przekonania, naszą osobowość – albo sami je kuliśmy, albo na nas je kuto. Przeżywaliśmy podobne sytuacje i utrwaliliśmy sobie na przykład, że: świat jest taki, praca jest taka, ja jestem taki, mam takie możliwości, tego nie umiem albo że ja nic nie wiem.
I co teraz?
Trzeba wybrać sposób pracy. Jeśli chodzi o afirmacje – jest to dosyć wymagający temat, który jest częścią szerszej drogi. Może być wstępem do zwiększenia precyzji naszego słowa, do zwiększenia naszej świadomości. Jako że nasza psychika potrzebuje powtórzeń, to afirmacje dosyć łatwo się powtarza, żeby ugruntować daną zmianę.
Jak taką afirmację sformułować, żeby to działało?
Preferuję najpierw zrobić „diagnostykę”, żeby to była afirmacja na coś. Żeby reprezentowała jakiś aspekt nas samych. Przechodzimy różne sytuacje. Z jakiegoś powodu chcemy zmiany. Warto się pochylić nad tą intencją. Trzeba mieć szacunek do siebie, że my mamy nasz własny proces myślowy, który da się przełożyć na słowa, na afirmację. Ale na początku może się to wydawać sztuczne. Dlatego to jest takie zaprzyjaźnienie się z afirmacjami.
Jest parę zasad technicznych, których – już po wybraniu afirmowania – trzeba się trzymać. Na przykład afirmacja odnosi się do chwili teraźniejszej. Bo dla podświadomości inna chwila nie istnieje.
Czyli nie, że będę bogata, tylko że teraz jestem bogata, tak?
Afirmacje nie mogą być zbyt daleko idące. Jeśli są dla nas kompletną abstrakcją, warto je zestopniować. Na przykład, zamiast mówić: „Teraz jestem bogata”, mówimy: „Mam wystarczająco pieniędzy, żeby być szczęśliwa”.
Czyli nie przechodzimy od razu od tego, że w ogóle jesteśmy w dupie, do tego jak jest wspaniale? Bo nasz mózg w to nie uwierzy?
Dokładnie. Nasze przekonania wynikły z przeróżnych treści, z wielu powtórzeń i coś zbyt ogólnikowego będzie po prostu jak potwarz, rzucenie rękawicy w nas. Trzeba mieć szacunek do samego siebie, żeby robić rzeczy w zgodzie ze sobą.
Jak wybrać temat? Zwykle nie jest tak, że wszystko jest super i tylko jakaś jedna rzecz nie funkcjonuje. Tylko mamy kilka obszarów, w których chcielibyśmy, żeby było lepiej, żeby zaszła jakaś zmiana. Więc, jak wybrać temat, z którym pracujemy?
Jedną z technik jest wybranie motywu przewodniego – na przykład: praca – i rozpisanie wszystkich skojarzeń jakie się z nim ma.
A mamy mnóstwo negatywnych przekonań o pracy.
W naszym społeczeństwie wybitnie. Ja to niedawno zrobiłem. Wyszło na to, że też mam dużo negatywnych przekonań.
No i ja też.
Każde z tych przekonań jest już bazą wyjściową do napisania afirmacji. Na przykład, jeżeli było coś o dominacji, to [w afirmacji] można wyrażać walory współpracy. Albo tworzyć intencję harmonijnej współpracy: „ja decyduję się współpracować z ludźmi, tam gdzie mam największą korzyść, a tam gdzie mam jakieś tarcia, uznać, że będzie lepszy czas dla każdego z nas osobno”. Żeby to potwierdzić lub temu zaprzeczyć. Czyli takie czucie się bezpiecznie w danej sytuacji, że nie trzeba się konfrontować. To, co powiedziałem, to już jest co najmniej siedem zdań do afirmowania, i możliwe, że nawet dwa lub trzy oddzielne tematy.
A jest tak, że każdy temat trzeba poruszać osobno, czy można wszystko na raz?
Unika się [poruszania] wielu tematów. Generalnie najlepiej zamknąć jeden temat, zamiast porywać się na wiele. Porywanie się na wiele, wymaga większej znajomości wyćwiczenia z afirmacjami, żeby być w stanie napisać spójny dekret. Żeby nie mieszać na przykład gruszek z jabłkami albo patrzeć w lustro i myśleć, że mam do przerzucenia węgiel.
Użyłeś słowa dekret. Czym się różni dekret od afirmacji, modlitwy czy wizualizacji?
Afirmacja jest jednym zdaniem. Dekret jest zbiorem afirmacji, u mnie ma czasem element modlitwy. Modlitwa jest skierowana do wyższej siły, z prośbą o zesłanie inspiracji albo żeby w czymś zainterweniować. Czasami zdarza się, że dany temat jest zbyt szeroki albo zbyt abstrakcyjny, ale niesamowicie kluczowy do przerobienia. Ja przykładowo pracowałem z tematem: przytomności i trzeźwości. Żeby przywołać boskie rozumienie, czym jest trzeźwość i przytomność oczami wyższej siły. Swoje „ludzkie” pierwsze skojarzenie, które miałem na początku drogi „przytomność trzeźwość ” to było po prostu – nie jeździ się pod wpływem alkoholu.
Mniej chlać i mniej ćpać, tak?
A tu okazuje się, że jak sobie wyobrazić Boga, który ma nieograniczoną moc, jest bez obciążeń i patrzy na wszystko z całkowitą prawdą – to jest dla mnie wyobrażeniem trzeźwości i przytomności. I wtedy, kiedy dekretuję te wartości, decyduję się żyć całkowicie poza iluzjami, w prawdzie do konfrontowania się ze swoimi iluzjami i pozostaniem skutecznym.
Myślę też, że afirmacje weszły do kultury popularnej – każdy mniej więcej wie, co to jest. I w bardzo wielu ścieżkach albo na różnych warsztatach właśnie się mówi, żeby afirmować sobie pozytywne rzeczy. Ale często jest tak, że jak sami sobie to napiszemy, to to nie działa z jakiegoś powodu. Bo… jest jakaś „wada konstrukcyjna”. Jak byś powiedział: co może pójść nie tak?
Osobiście poznałem mniej więcej tyle samo ludzi, którzy stanowczo się przejechali na afirmacjach i uznają, że są do kosza oraz ludźmi, dla których to jest podstawowe narzędzie pracy.
Od czego to zależy, czy afirmacja wsadziła kogoś na minę, czy pomogła?
Jeden znajomy mówił, że on robił coś żmudnie. Powtarzał coś, w co nie wierzy. Nie wiem dokładnie, jakich afirmacji używał. Ale generalnie szuka się jakiegoś połączenia z danym słowem. I dobrze jest samemu wybierać – jeśli się pracuje z pojedynczymi afirmacjami – rzeczy, które z nami rezonują. Są istotne sformułowania. Jest istotne, czy czujemy coś w ciele, czy mamy reakcję na nią. Jeśli mamy jakiekolwiek powiązanie z tym, co jest napisane, to nadajemy się do tego, żeby używać afirmacji. Ale są ludzie, którzy są w odcięciu. I na przykład nie będą mieli reakcji. Albo będą przeżywali ciągle bunt, który się nie zmienia. W jednej z klasycznych technik afirmowania jest tyle samo miejsca na kartce na [afirmację, jak i] odpowiedzi z danej afirmacji. Jest bardzo istotne, jak nasze ciało [reaguje], jakie mamy obserwacje, co z tego wynika. I to trzeba zapisać. W ten sposób szanujemy, to kim byliśmy. Bo podświadomość nie chce nam zrobić kłopotu, nie chce nas zranić. To jest jej mechanizm: uważałeś tak, czy jesteś tego pewien? czy chcesz to tak zmienić?
Jest też taka część nas, która wcale nie chce żadnej zmiany. I chce, żeby było tak jak zawsze.
Bardziej bym powiedział, że to jest inercja, że to jest sposób dostępu do naszego umysłu i naszego zaprogramowania. Że jak idziemy przez ulicę i ktoś powie coś losowo, żeby to nagle nie zmieniło nam całego poglądu w życiu. Pod tym względem te powtórzenia są konieczne, żeby się upewnić, że tego naprawdę chcemy. To jest najlepsza forma i taki proces akceptacji. W trakcie afirmowania podświadomość różnymi kanałami wyrzuca rzeczy, które są z tym niespójne. I to może wykroczyć daleko poza sesje afirmacyjne i zmuszać nas do konfrontacji w codziennym życiu. Pod tym względem jest też potrzeba zobowiązania się własną uważnością, że w sposób elastyczny będziemy rozmawiać z naszą podświadomością. Bo to jest nasza podświadomość i nasze zadanie, żeby się z nią dogadać, a nie wynajmować tłumaczy. Jak podchodzimy do danego tematu i mówimy podświadomości: „to jest nasza symbolika, nasza mitologia”. Inaczej się nie da. Czy można podnająć swoją podświadomość komuś, żeby w nas [coś] zaprogramował? Niektórzy twierdzą, że w hipnozie to jest wykonalne. Ale o hipnozie będę robić inne nagranie.
To jeszcze raz: co zrobić, żeby ta afirmacja była skuteczna?
Jedną z ważnych rzeczy dla afirmacji jest to, na co jest ona zorientowana. Czy jest ona zorientowana na to, żeby coś oczyścić, usunąć, zanegować czy żeby stworzyć docelową strukturę. Jeśli tworzymy docelową strukturę, to wszystkie tematy poboczne – w tym oczyszczanie i usuwanie – są już w pakiecie. Od razu mówimy, do czego dążymy, i tam się znajdujemy. A jak negujemy i usuwamy, to wyczyścimy i będzie pustka. I podświadomość zapyta: „No dobra, ale co dalej? Usunięte, co ja mam z tym zrobić?”. I też nie będziecie wiedzieć, w którym momencie zostało usunięte. To równie dobrze może być proces ciągłego usuwania, bo pustka zostaje i jest zapełniana. To zachowanie podświadomości jest ściśle uzależnione od naszej wypadkowej, [od tego] co mamy w sobie zaprogramowane. Jeśli będzie pustka, to będzie wypełniona naszymi starymi tendencjami. A skoro mamy dużo tych wzorców autodestrukcji – to nie będzie idealna alternatywa do tego, co właśnie usunęliśmy.
Co zrobić, żeby ta afirmacja budowała nowe?
Przykładowo można powiedzieć: „Jestem zachwycony swoim działaniem. Jasno określam uczucie, na co – na moje działanie”. A negacją byłoby na przykład: „Rezygnuję…
…z bycia leniwym i z opierdalania się”.
To, co powiedziałaś ma już trzy babole. Jak dla mnie, ta forma negacji, nadaje się tymczasowo. Przy stopniowaniu jakiejś afirmacji, która może być za mocna. Kiedy to już wstępnie wejdzie i się uwolnimy, to podajemy tę ostateczną formę, która wypełnia dane miejsce.
Czyli medytacja ma dużo plusów. Ale, czy to jest taka technika, która może zadziałać sama z siebie? Czy coś jeszcze potrzeba do tego?
Dużo zależy [od tego] w jakim miejscu jesteśmy. Jeśli nie mamy żadnych innych praktyk, to uważam, że na początek można z tym wystartować. Ale nie będzie to wystarczające, żeby przechodzić głębsze blokady, szczególnie samemu. Żeby pogłębić swoje czucie do afirmowania i tych reakcji, proponuję jedną z medytacji bez zalążka, w której nie ma głosu prowadzonego jak w medytacjach z relaksacją, gdzie każdy etap jest znany i jest się prowadzonym. Medytacja bez zalążka to jest taka [medytacja] na uważność, na obecność. Ubocznie obserwujemy oddech. Z zupełnie innego obszaru z nami pracuje, zmiękcza nasz mózg, uniezależnia nas od myślenia. W ogóle nam pokazuje, że myślenie nie jest absolutne. A to jest kluczowe. Bo używając tak dużo mocy słowa w afirmowaniu, jest ważne, żeby przychodziło to do nas z tego bezpiecznego obszaru, z ciszy. A jeśli jesteśmy przywiązani do myśli, to możemy mieć ciągle kociokwik i nie być w stanie odebrać tego, co podświadomość do nas mówi.
A jak to się ma do neuroplastyczności, o której opowiadałeś wcześniej?
Uniezależniając się od myślenia, pozwalamy sobie wielopoziomowo reagować, postrzegać nasze procesy myślowe w oderwaniu od myśli. Jesteśmy w stanie obserwować nasze myśli i na przykład być zainteresowanym, zamiast utożsamiać się, że ta myśl to jest sedno naszej egzystencji.
I że to jest na pewno prawda, nawet jeżeli to nam szkodzi, tak?
No takie przywiązanie – tak. A z tą neuroplastycznością otwiera nam się ogrom możliwości na wiele innych technik.
Co jeszcze może pójść nie tak? Co jeszcze robimy, że te nasze afirmacje nie działają?
Każdy z nas, skoro nie wyraża boskości, ma programowo odpowiednią ilość autodestrukcji. Ona jest namacalnym tworem, jest czymś fraktalnym. Żeby się z nią zmierzyć – to jest koszt dokonania tej zmiany. Z jednej strony jest to klepanie, a z drugiej konfrontacja. W tradycyjnej technice podchodzi się do czegoś takiego tak, że samo to, że zapisujemy opór i reakcję, to wygasza ładunek tej konfrontacji, który jest potrzebny zanim w pełni przyjmiemy daną wartość.
Jeszcze jednym z powodów, dla których afirmacje mogą nie działać, jest wyjściowa intencja, z którą zaczynamy afirmowanie. Bo jest coś takiego jak hierarchia intencji. Można mieć intencję, żeby zmienić coś w temacie, ale to zrealizuje tylko jakąś optymalizację do przekonania, które jest fałszywe na nasz temat. I używanie tematu pobocznego służy nam, za unikanie skonfrontowania się w temacie ważniejszym.
Czyli na przykład, że ktoś chciałby się nie spóźnić do pracy, a tak naprawdę chodzi o to, że ta cała praca nie jest dla niego, tak? Czy to jest bardziej skomplikowane?
To może być jeden z elementów, ale równie dobrze to jest potrzeba ekspresji w pracy. I w tej pracy może być przestrzeń na to, żeby ją spełnić.
A jak byś wyjaśnił coś takiego, że chcemy być zdrowi, ale jest też taka część nas, która ma autodestrukcyjne kierunki. Dlaczego tak jest?
Ja na początek zrobiłbym sondę. Zrobił afirmację na przykład: „Lubię być zdrowy” i zobaczył jakie będą reakcje.
Każdy woli być zdrowy a nie chory… ale jakoś tak się dzieje, że chorujemy.
Tu się z tobą nie zgodzę, ponieważ chorowanie w dzisiejszych czasach – gdzie mamy bardzo uregulowany rytm pracy – jest jedną z nielicznych wymówek,by mieć fizyczny powód do przerwy. Moim zdaniem liczą się przede wszystkim nasze skojarzenia. Jak już ktoś nabył podstawową szczerość ze sobą, to kiedy dotyka takiej afirmacji – już wie, o co chodzi – że ego zostawiamy i liczy się reakcja z ciała, z umysłu, z podświadomości. Jakie ma skojarzenie? Pierwsze skojarzenie? Bardzo często brak zdrowia nam coś daje. Może nam dać cudzą uwagę. Może nam dać nawet rentę, bo na przykład nie wierzymy w to, że możemy dawać wartość. Ciężko mówić statystycznie, dlatego ważna jest indywidualna praca. Bo podświadomości czasem mają naprawdę pokrętne wnioskowanie. I ta struktura, czemu coś uważają, jest kompletnie nielogiczna albo dziecinnie prosta. Jak ktoś sam sobie ją wypowie [afirmację] – to automatycznie już jest w stanie, sam sobie powiedzieć, że to jest nieprawda – i pstryk, zmienia przekonanie natychmiast.
Często też po prostu nie wiemy, czego chcemy, tak? Czyli, że są rzeczy, których chcemy, ale tak naprawdę to nasze ego albo społeczeństwo nam mówi, że trzeba najpierw zdać maturę, potem pójść na studia, mieć pracę i że trudno z tego wyjść, [i wiedzieć] co ja naprawdę chcę.
Powiedzenie, że: wiem, czego chcę – to jest tak naprawdę bardzo dojrzałe stwierdzenie, które wymaga wzięcia odpowiedzialności za swoje życie. I nasze podświadomości to wiedzą, dlatego jest to jedna z blokad przed rozwojem. Ponieważ, jeśli ja powiem czego chcę – to ja będę musiał coś zrobić, będę musiał coś zmienić. A tak to jestem w status quo i nie muszę zmieniać nic.
A jeszcze mam taką satysfakcję z bycia ofiarą, często.
To jest bardzo gruby temat. Mówić, że ktoś chce być ofiarą, to jest mocno zaczepne. Ale śmiało mogę stwierdzić, że jest oddzielny sposób zajmowania się ludźmi, którzy są w tej krainie ofiar (to jest z nomenklatury z radykalnego wybaczania) – polecam tu filmik o Satori [grze planszowej]. W tym świecie my sabotujemy siebie. Sabotujemy możliwości, nie chcemy ich widzieć. Uważamy, że rzeczy nam się dzieją, i bardzo to przeżywamy, bez postrzegania wyjścia. Dla mnie bardzo prostym wyznacznikiem, czy ktoś wyszedł (to jest u mnie z autopsji) z krainy ofiar, jest – jak ktoś reaguje na koszmar. Wyobraźcie sobie: śnicie i śni wam się koszmar. Jak długo tkwicie w tym koszmarze?
Czy jest dla Was sygnałem, żeby się po prostu obudzić, bo to iluzja? Ja przez wiele, wiele lat obserwowałem, jak u mnie to wygląda. I ten czas do budzenia mi się skraca. Jest to dosyć zabawne. Mechanizm mojej podświadomości, który mnie zmusza do budzenia się. Ale ja coraz szybciej zatrybiam, że jak coś jest ciężkie, nieprzyjemne i cierpię…
…to, że nie musisz w tym brać udziału.
…że to jest iluzja, i wystarczy, że się obudzę. Później, jak już się obudzę i pomyślę o tym w ten sposób, to w zasadzie [w przełożeniu] na nasze życie codzienne to jest bardzo trafne. Że my tak naprawdę mamy zawsze wybór, choćby, jak emocjonalnie zareagujemy na daną sytuację.
Ale to nie jest takie proste jak we śnie, gdzie po prostu mogę sobie powiedzieć, że tego nie ma, obudzić się i tego nie będzie.
Moim zdaniem jest jednakowa trudność. Ponieważ na co dzień można podejść do tematu proaktywnie, a w śnie jest się skazanym na oprogramowanie, które tam jest. I ono jest takie pasywne. A na co dzień można dokonać realnych zmian.
Jak to zrobić?
To zależy jakiej jesteśmy wiary.
Takiej jak teraz wszyscy, czyli mocno synkretycznej.
Jeśli wierzymy w siłę wyższą, to dla mnie bardzo otwierającą była lekko zmodyfikowana modlitwa św. Franciszka z Asyżu (sam ją modyfikowałem). Jest tam mocno zmieniony akcent na to, że ja rozumiem – nie, że ja w pierwszej kolejności oczekuję, że mnie zrozumieją – i mówię sobie: „Ja chcę rozumieć innych”.
Ten środek ciężkości to jest ten właśnie wymagany Shift. Powtarzanie takiej modlitwy, działa też afirmacyjnie i zwiększa bezpośrednią łączność z tą wyższą siłą.
A jak ty sam pracujesz z afirmacjami? Bo myślę, że masz już taką wyższą szkołę jazdy [w tym temacie]. Co robisz?
Mam trochę nowych technik, obserwacji. Iteracyjnie pracuję nad tematem. Za którymś razem przychodzi do mnie ostateczna wersja dekretu. Bardzo często jest to rano, po przebudzeniu, biorę wtedy dyktafon i dyktuję cały na raz. Także: dekrety, nagrania i odpowiedni stan tego słuchania. Wyjątkowo łatwo przychodzi mi ucinanie drzemek za dnia – i je też wykorzystuję do afirmowania.
Czyli piszesz sobie zbiór afirmacji, które są na konkretny temat, nagrywasz je i słuchasz tego? Jak często?
Powiedzmy, że jedno to jest – jakie techniki zrobiłem, ewoluują i rozwijam, a drugie – co daję klientom. Do bardziej zaawansowanych technik jest wymagane wyczucie afirmacji i wyczucie jaki mamy bufor przyswojenie. Wyczucie, czy wchodzimy w bunt. Podświadomość może się zbuntować, jeśli przesadzimy z podanym tekstem. Dobieram to indywidualnie, patrząc na to, jakie ktoś ma możliwości. Oprócz tego też mierzę, na ile ktoś przyswoił – żeby powiedzieć, kiedy dość, kiedy ktoś może po prostu przestać i na przykład zmienić temat.
Bo jest też coś takiego, że czasami słuchamy czegoś i jakby nam się wyłącza świadomość – nagle czujemy się senni albo rozkojarzeni… Bo nie potrafimy tego przyjąć?
Ja przy wielu dekretach… Może inaczej. Przy jednej medytacji prowadzonej, od mojej nauczycielki z Lublina, dopiero za siódmym razem odsłuchania (około 40-minutowej medytacji) usłyszałem 99 procent słów i mniej więcej miałem ciągłość znaczenia akapitów. Także tak. Rozproszenia to też jest element odpowiedzi podświadomości.
A co byś na początek komuś radził, gdyby ktoś chciał zacząć teraz pracować z afirmacjami – jak to zrobić?
Radzę obejrzeć ten filmik Leszka Żądło. Nie wszystkie jego filmiki polecam. W zasadzie nikogo wszystkich filmików nie polecam.
Nawet swoich?
Dobre… dobre… W punkt! No w sumie dopiero zacząłem i moje filmiki mają jakiś miesiąc. Część może za rok będę musiał zastąpić. Dużo się przy tym uczę. Na przykład patrzeć w jeden punkt.
Przy podcaście nie ma takich problemów.
Nie do końca. Ponieważ, jak tu jestem z Tobą, to widzę twoje oczy, a jak kręcę film, to dla mnie okna aparatu, to nie są ludzkie oczy. Więc ja nie wiem kto [na mnie patrzy], z której strony na mnie patrzy, w którą część [mnie].
Wracając do „Jak zacząć…”, ja bym polecał spróbować jednej z dwóch afirmacji, które podam, i zobaczyć: czy zarezonuje, czy będziemy mieć tę odpowiedź. Jeśli będzie ta odpowiedź, to można przejść na przykład do piętnastu dni – rano i wieczorem – pięć powtórzeń na wszystkie trzy osoby, czyli: „Ja, Waldek coś tam, Ty, Waldek coś tam i On, Waldek coś tam”. Do wyboru proponuję afirmację: „Warto się starać, warto się troszczyć, warto dbać o sobie”.
Może jeszcze raz, to będzie łatwiej zapamiętać.
„Warto się starać, warto się troszczyć, warto dbać o sobie”.
Bardzo dobrostanowa afirmacja.
Mnie wyciągnęła w zasadzie z depresji, po decyzji o rozwodzie i… była dla mnie po prostu niesamowicie ciepła.
A ta druga?
Ta druga jest korzystna do wejścia głębiej w afirmowanie: „Zawsze wiem, czego chcę, i wyrażam to w sposób jasny i zrozumiały”.
To jeszcze raz, żeby było łatwiej zapamiętać.
„Zawsze wiem, czego chcę, i wyrażam to w sposób jasny i zrozumiały”.
Super, czyli wybieramy jedną z dwóch i potem powtarzamy przez piętnaście dni.
Tak. Rano i wieczorem piszemy. Zawsze zostawiamy miejsce po prawej stronie na reakcję. Spisywanie reakcji jest bardzo ważne, żeby nie doszło do buntu. Trzeba być elastycznym i samemu współpracować z naszą podświadomością. Bo na przykład w tej drugiej afirmacji, tam jest jasno powiedziane: ja wiem, czego chcę, tak?
A czasami nie wiem.
To wtedy będzie konfrontacja z tym nie wiem. Czemu ja lubię mówić: „Nie wiem”?
I to też jest ciekawe, że u ciebie właśnie afirmacje są punktem wyjścia do takiego szerszego obrazka. Jakbyś trochę więcej o tym powiedział.
Mnogość metod jest ogromna. U mnie dużo się pracuje z mocą słowa. Mówiąc po polsku, wypowiadamy jakieś zdanie, każdy je słyszy, więc jest w stanie wejść w pracę. Są metody, w których się w ogóle nie mówi, na przykład: w medytacji zen, vipassanie albo mindfulness. W nich rozwija się wewnętrzną świadomość, światło, które w sposób delikatny, uniwersalny pracuje ze wszystkim, tak? U mnie inwestując w moc słowa,poszerzamy naszą szczerość, naszą spójność siebie, umiejętność opisywania siebie. Dla mnie, efektem, uważnym efektem ubocznym afirmacji, musi być zyskanie takiej neuroplastyczności. Że będziemy w stanie reagować trochę jak synestetycy – jak coś usłyszymy, to z łatwością przychodzą nam jakieś skojarzenia. Nasze skojarzenia, tak? Jak one przychodzą, to my skupiamy się dalej na nich i możemy zadać dodatkowe pytanie: „Kiedy pierwszy raz tak zdecydowałem, że taki jest świat ?”.
Tu też dopuszczam taką zmianę. Zamiast mówić sobie, że jestem chora, bo… i tutaj podaję jakieś powody, dopuszczam, że to się może zmieni.
Dopuszczam przede wszystkim, że nie boimy się naszych własnych reakcji. Że jest nam dobrze z nami samymi, tak? Że jak my na coś zareagujemy, to będziemy w takiej przestrzeni, w której nie zareagujemy alergicznie: a nie, to nie ja zareagowałem, to nie ja uważam, to nie ja… to on mnie zahipnotyzował. I ta przestrzeń do bardziej zaawansowanych technik jest bardzo korzystna. Bo nie ukrywam, że istnieją takie tematy, w których samodzielne afirmowanie, bez pomocy, może być nie do przejścia. Na przykład w szkole z Lublina jest podejście, że jak się trafia na najmocniejsze blokady, to bardzo łatwo o bunt podświadomości. My mierzymy, czy jest się gotowym na puszczenie tej blokady, i wtedy idzie się na taki trochę zabieg „czary-mary”, który wypala w nas sprzeczność. Wypala w nas dwa przeciwstawne polecenia w podświadomości, które się zazębiają, zgrzytają i żadne nie chce puścić.
Afirmacje są dobre do uspójniania, kiedy coś staje się dominujące, tak? A jeśli mamy dwie równoważne siły, to jak zdecydować? Nasze własne postrzeganie może być silnie zabarwione i wypaczone – właśnie tym wewnętrznym konfliktem.
Bo jest coś takiego właśnie, że często jesteśmy rozdarci… chcemy trochę tego a trochę tego.
I dla tego są specjaliści od przeróżnych metod, którzy pomagają. Nie dlatego że są bardziej zajebiści, tylko dlatego że mają pewność siebie i podstawową wiedzę, a przede wszystkim, że są z boku. Są w stanie popatrzeć na nas z boku. Samo patrzenie z boku ułatwia ocenę sytuacji. Samo nazwanie [czegoś, gdy patrzymy] z boku danej sytuacji, często ludzi otrzeźwia. Na przykład, niedawno słyszałem historię: psychiatra na przystanku usłyszał kłócącą się parę, podszedł do nich [i zapytał]: „Przepraszam, czy ta kłótnia jest prywatna, czy można się dołączyć?”.
Jak na przystanku – to chyba jest publiczna.
Oni natychmiast przestali się kłócić.
Oby też tak było z tymi różnymi głosami w naszej głowie. A jakbyś jeszcze powiedział na koniec, gdzie cię można znaleźć? Gdyby ktoś chciał więcej się dowiedzieć albo pracować z tobą.
Polecam mój kanał Dekrety z tej ziemi…
…na YouTubie, prawda?
Tak, tak. I o tej samej nazwie mam stronę na Facebooku, ale tam już nie ma dynamicznych treści – traktuję [ją] trochę jak stronę internetową… No i uprzedzam, że mam dwie działalności gospodarcze: jedna to jest programowanie komputerowe, w której potrzebuję budować wizerunek i pokazać pracodawcy, że daję im wartość, którą zamawiają, bez zmieniania całej struktury firmy. I drugą, którą mam właśnie pod Dekrety z tej ziemi, gdzie dotykam dosyć wrażliwych tematów. Ludzie potrafią reagować bardzo mocno na samo twierdzenie, że przekonania można zmieniać, że to, co się uważa w rzeczywistości, to nie jest rzeczywistość tylko przekonania. Stąd szukam balansu wyrażania szacunku dla jednych i drugich.
Super!
Jeśli chcesz posłuchać więcej wywiadów z podcastu Dobostan, zapraszam na Spotify.